Klikasz, przewijasz, szukasz… Gdzie ta kleszczowa mama i jej młode? Gdzie proces wysiadywania jaj, karmienia, opieki? Cóż, jak powiedziałby to mistrz Yoda: „clickbaitów siła wielka jest”. Jedyne zdjęcie, jakie tu zobaczysz, to samotnego kleszcza, bo pajęczaki te są w rzeczywistości samotnikami – i to od samych narodzin.
Jak wygląda gniazdo kleszcza, czyli sierociniec tymczasowy bez ścian i dachu
Ktoś mógłby powiedzieć, że samica kleszcza nie jest, delikatnie mówiąc, najtroskliwszą mamą w królestwie zwierząt, ponieważ po złożeniu jaj (najczęściej w zacienionym i wilgotnym miejscu, blisko gruntu), zostawia je samym sobie. Jednak taka ocena nie byłaby do końca sprawiedliwa, bo jak się okazuje, samo złożenie jej oznacza tak wielki wysiłek, że samica często umiera po skończonym procesie. Wydaje się to mniej szokujące gdy uświadomimy sobie, że może ona w ciągu swojego życia złożyć ich nawet 10 tysięcy (więcej na temat jaj kleszczy, a raczej powiązanych z nimi fake newsów, przeczytasz tutaj.
Taka liczba nie może dziwić biorąc pod uwagę fakt, że po okresie od 3 do 36 tygodni (zależnie od panujących warunków atmosferycznych), wykluje się z tego ledwie kilkanaście procent osobników. Mamy wówczas do czynienia z drugim stadium rozwoju kleszcza – larwą. Ciekawostką jest fakt, że to jedyny etap, kiedy ten pajęczak ma 3 pary odnóży.
Jeśli jednak wydaje ci się, że malutka larwa (nie ma nawet 1 milimetra) może sobie spokojnie odpocząć w trawie, to jesteś w dużym błędzie. Nie wykluła się bowiem w prawdziwym, zbudowanym z czegoś gnieździe, które by ją przed czymś chroniło – tak naprawdę gniazdo kleszczy to miejsce na ziemi, w którym akurat samica zdecydowała złożyć jaja – i tyle.
Mały kleszcz musi od razu (no, prawie od razu – po około 2 tygodniach od narodzin) wspiąć się na trawę lub krzew (na tym etapie żeruje do 30 cm wysokości) i poszukać ofiary. Zwykle jego łupem padają myszy polne lub inne małe kręgowce, ale jeśli pies, kot lub człowiek będą mieli pecha trafić na gniazdo kleszcza, to i nimi nie pogardzi. Setki lub nawet tysiące mniejszych od ziarnka piasku pasożytów, które już mogą przenosić choroby. Nie życzymy tego nikomu.
Od małego pod górkę
Dalej wcale nie jest łatwiej. Larwa, po wypiciu odpowiedniej ilości krwi, odpada od żywiciela i chroni się w miejscu, w którym może przejść przemianę do postaci około półtoramilimetrowej nimfy, swoim wyglądem przypominającej już nieco osobnika dorosłego (ma też już 4 pary odnóży). Gdy to się już dokona, po raz kolejny wychodzi na żer – tym razem wspina się mniej więcej do wysokości 1 metra.
I znów – kiedy wypije wystarczająco dużo krwi, wraca do środowiska i przekształca się w postać dorosłą (samiec ok. 2 mm, nieznacznie zwiększając swój rozmiar po wkleszczeniu się, natomiast samica do 5 mm, a po żerowaniu nawet do 2 cm). Teraz tylko czekać, aż znajdzie ostatniego żywiciela (potrafi wejść już na 1,5 metra wysokości) i napije się na tyle dużo, by móc złożyć kolejne tysiące jaj. Tak jak jej matka, znów zrobi to w miejscu, które – gdyby nie obecność jaj właśnie – trudno byłoby nawet nazwać gniazdem.