Wiele osób sądzi, że jeśli po tygodniu od wyciągnięcia z ciała kleszcza na skórze nie pojawi się charakterystyczny rumień, to nie ma się czym martwić. To jeden z najbardziej znanych i niestety bardzo szkodliwych mitów na temat kleszczy. Prawda jest bowiem dużo bardziej skomplikowana i dotyczy zarówno zwierząt, jak i ludzi.
Zacznijmy jednak od początku – prześledźmy cały mechanizm zakażenia, aby krok po kroku wyjaśnić, jak to z tą boreliozą i rumieniem jest. Opierając się rzecz jasna na rzetelnych źródłach, a nie przypuszczeniach i mitach.
Obecnie kleszcz jest jedynym pasożytem, któremu udowodniono naukowo możliwość przenoszenia krętków wywołujących boreliozę (zwaną też chorobą z Lyme) na człowieka i inne kręgowce (w tym psy i koty). Dlaczego na przykład owady, takie jak komary, które też piją krew kręgowców (również zarażonych boreliozą), nie są w stanie tego zrobić? Właśnie w tym miejscu zaczynają się biologiczne, zoologiczne i chemiczne „schody”…
W skrócie można stwierdzić, że przyczyny takiego stanu rzeczy są dwie – sposób żerowania kleszcza oraz sam mechanizm namnażania i rozprzestrzeniania się bakterii z gatunku Borrelia. Obie są zresztą ze sobą powiązane.
Jak dochodzi do zakażenia boreliozą?
Bakterie, które kleszcz pozyskał od swojego poprzedniego żywiciela (np. gryzonia, ptaka lub jaszczurki, które nie chorują na boreliozę, a zatem są tylko rezerwuarem zarazków) bytują w jego jelicie cienkim. Na tym etapie są niejako uśpione i jest ich stosunkowo niewiele. Dopiero, gdy kleszcz po raz kolejny zacznie żerować i do jego układu pokarmowego dostanie się nowa porcja krwi, krętki zaczynają się namnażać. Samemu kleszczowi w żaden sposób to nie szkodzi – on również nie zachoruje na boreliozę, bo budowa jego ciała wyklucza możliwość przedostania się bakterii do stawów czy mózgu, co ma miejsce właśnie u ludzi.
Naukowcy oszacowali, że u nimfy kleszcza etap namnażania się bakterii trwa około 36 godzin, choć może to nastąpić szybciej. Następnie krętki wędrują do ślinianek kleszcza, skąd mogą przedostać się do organizmu żywiciela. A zatem z dużą dozą prawdopodobieństwa można stwierdzić, że jeśli w ciągu pierwszej doby zauważymy i skutecznie wyciągniemy z ciała naszego lub naszego czworonoga kleszcza, to ryzyko, że doszło do zakażenia boreliozą, jest stosunkowo niskie (inaczej sprawa wygląda z Kleszczowym Zapaleniem Mózgu – tu mamy do czynienia z wirusem bytującym bezpośrednio w ślinie kleszcza, więc ofiara zarażana jest często już kilka minut po wkłuciu).
Druga rzecz to sam sposób, w jaki kleszcz żeruje. W przeciwieństwie do komarów, much czy wszy, nie są to pojedyncze, krótkie ukąszenia tuż pod skórą – krętki nie miałyby ani czasu, ani możliwości wniknąć do ciała gospodarza. Kleszcz wybiera miejsce na skórze, gdzie jest dobry dostęp do naczyń krwionośnych, a następnie przystępuje do żerowania, przy czym na jego początkowym etapie mamy do czynienia ze skomplikowanym mechanizmem, kiedy to kleszcz:
- znieczula nas miejscowo,
- uszkadza naczynie krwionośne, powodując mini wylew krwi pod skórą,
- „wstrzykuje” substancję przeciwzakrzepową,
- wpuszcza do rany substancję hamującą działanie układu odpornościowego
- „cementuje” swoje wkłucie (dlatego tak ciężko go wyjąć).
Niewiele osób zdaje sobie z tego sprawę, ale żerowanie kleszcza to tak naprawdę niekończący się cykl ssania i… wypluwania. Pasożyt pije krew, zagęszcza ją w jelitach (krętki boreliozy lubią to), a to, czego nie zagęści lub jest mu niepotrzebne, „oddaje” nam z powrotem – niestety, często razem z patogenami ze swojego układu pokarmowego. A jeśli kleszcza będziemy smarować masłem, alkoholem lub będziemy próbować go uśmiercić w trakcie żerowania, to zwróci jeszcze więcej. Dlatego tak istotne jest, by pozbyć się go zwykłą pęsetą lub innym przeznaczonym do tego narzędziem (takim jak specjalne lasso).
No dobra, ale co z tym rumieniem po ugryzieniu kleszcza?
Wiemy już, że sposób namnażania się krętków boreliozy i długi czas żerowania kleszcza na żywicielu sprawia, iż tylko on może zarazić człowieka, psa czy kota boreliozą. Ale czy objawy zawsze będą takie same? Czy jeśli rumień po ugryzieniu kleszcza nie wystąpi, to możemy być spokojni?
Niestety, nie. Rumień wędrujący, choć powinien pojawić się do 2 tygodni od zakażenia, to tak naprawdę może ujawnić się nawet po 6 tygodniach. Sytuację dodatkowo komplikuje fakt, że w zakażonym organizmie rumień nie występuje zawsze – szacuje się, że u 30-50% osób w ogóle go nie zobaczymy (dodatkowo u zwierząt jest to jeszcze trudniejsze ze względu na fakt, że skóra pokryta jest sierścią, co czyni obserwację karkołomną). Zamiast tego może powstać tylko mała grudka w miejscu ukłucia (limfocytoma), którą łatwo zbagatelizować, albo może nie być żadnych widocznych na pierwszy rzut oka objawów.
To znacząco utrudnia diagnostykę, bo inne objawy, na różnych etapach choroby, nie są zbyt charakterystyczne – mogą przypominać te grypowe. Choć jak przekonują naukowcy, rzeczywiste spektrum objawów może być bardzo szerokie – wiele zależy od tego, w jakim organie ostatecznie krętki się zagnieżdżą (szczególnie atrakcyjne są dla nich stawy i mózg, bo tam nieco inaczej działa układ odpornościowy, w związku z czym mogą bez przeszkód się namnażać). Dlatego nawet jeśli po kilku miesiącach od wyciągnięcia pajęczaka zaobserwujemy pewne alarmujące objawy, należy udać się do lekarza i powiedzieć mu o wizycie niechcianego gościa na skórze. Powinien zlecić on test serologiczny wykrywający przeciwciała Borrelia we krwi (test da nam prawidłowe wyniki dopiero po 6 tygodniach od zakażenia).