Zakleszczeni, część 4: Wina ofiary? O skutecznej ochronie przed pasożytami.

Udostępnij

Przyznam szczerze, że jako pies odpowiedzialny za postawienie kleszczy i pcheł przed sądem, drżałem na myśl o tej części procesu. Nie miał żadnego znaczenia fakt, że jestem oficerem z wieloletnim doświadczeniem – ta sprawa była dziełem mojego życia i myśl, że dwóch cwanych adwokatów mogło pomóc wywinąć się pasożytom przed więzieniem, napawała mnie przerażeniem.

            Zgodnie z kolejnością przesłuchań pierwszy głos zabrał obrońca kleszcza Stefana. Pamiętałem, że Stefan na poprzedniej rozprawie manipulował i jawnie kłamał na temat zwyczajów kleszczy, zwłaszcza tych dotyczących żerowania. Czy mecenas pójdzie w jego ślady?

            - Wysoki Sądzie – zaczął uroczyście obrońca. – Wydawać by się mogło, że mój klient złożył obszerne, z całą pewnością wystarczające do jego uniewinnienia wyjaśnia. Pozwoli jednak Wysoki Sąd, że niejako je podsumuję i dodam coś od siebie, tak aby uwypuklić najważniejsze punkty obrony.

            Poprawił na nosie okulary, odchrząknął i użył chyba całej swojej charyzmy, by udowodnić racje Stefana.

            - Mój klient utrzymuje, że nie kąsał zajadle kręgowców, a już z pewnością nie wtedy, kiedy się go o to oskarża. Podkreślał, że zarzucane mu przestępstwa miały miejsce poza jego miejscem bytowania, poza okresem aktywności, a nawet przed osiągnięciem postaci dorosłej. To już chyba wystarczy, aby stwierdzić, że materiał dowodowy jest mocno naciągany.

            Czułem, że puenta dopiero przed nami. I nie zawiodłem się!

            - Ja jednak chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na dwa aspekty tej sprawy. Po pierwsze, kleszcze, jak powszechnie wiadomo, żywią się krwią kręgowców. Nie potrzebują jej wiele, nie stanowią więc wielkiego zagrożenia dla zdrowia publicznego. Na dowód tego odsyłam do dowodu rzeczowego numer 5 – wyciągu z oficjalnej Encyklopedii Zwierząt, strona 2022.

            - W tym miejscu chciałbym się wtrącić, że w przypadku pcheł jest bardzo podobnie – wtrącił się adwokat pchły Leonii – dowód rzeczowy numer 5 zawiera także wyciąg z encyklopedii dotyczący pcheł.

            - Zgadza się – potwierdził adwokat-kleszcz. – Z informacji, które tam znajdziemy jasno wynika, że picie… ach, to zbyt wielkie słowo – uronienie kropelki krwi kręgowca to jedyna możliwość zdobycia pożywienia przez kleszcza czy pchłę. To żadne przestępstwo – ot, prawa natury… To tak, jakby skazać psa za to, że zjada karmę ze swojej miski.

            „Sprytnie” – pomyślałem wtedy. Nie byłem jednak świadom faktu, że prawdziwy as dopiero wyfrunie z rękawa.

            - I wreszcie po drugie, Wysoki Sądzie. Niezaprzeczalnym faktem jest, co już udowodniłem podczas przesłuchania świadków, że ofiary zaniechały środków bezpieczeństwa w postaci wysoce skutecznej obroży Foresto, chroniącej przed kleszczami i pchłami. Skoro nie zastosowano tak oczywistego i łatwo dostępnego rozwiązania, to znaczy, że ofiary godziły się na ryzyko potencjalnego uszczerbku na zdrowiu, a wręcz rzucały wyzwanie pasożytom. Trudno nie doszukać się tutaj rażącego zaniedbania, które ktoś mógłby określić wręcz jako bycie współwinnym całej tej sytuacji! Wnoszę o uniewinnienie mojego klienta!

            Na sali powstał szmer, który z każdą kolejną sekundą wzmagał się. W międzyczasie nasz proces stał się bardzo medialny i od pewnego czasu przychodziły na niego pełne sale osób związanych z ofiarami, przedstawicieli mediów czy osób postronnych, zainteresowanych tym, co dzieje się w mieście. Teraz ich oburzenie było aż nadto widoczne.

Sędzia Brutus użył jednak młotka i swojego tubalnego głosu do zaprowadzenia porządku, a następnie zwrócił się do adwokata pchły Leonii, by on wygłosił swoją mowę podsumowującą.

- Cóż, Wysoki Sądzie, mój szanowny przedmówca niemal wyczerpał temat. Ja ze strony swojej klientki chciałbym tylko dodać, że istnieje naprawdę wiele środków ochrony przed pchłami, takich jak wysoce skuteczne krople Advantix, więc nieskorzystanie z ochrony jest wręcz proszeniem się o inwazję. Jak mówi stara paremia prawnicza: volenti non fit iniuria! A skoro chcącemu nie dzieje się krzywda, to wnoszę o uniewinnienie mojej klientki.

Byłem zdruzgotany. Wszystko wskazywało na to, że próba udowodnienia zaniedbań ze strony ofiar jest ostatnim ogniwem solidnego łańcucha obrony pasożytów i że po raz kolejny będą one bezkarne. Bo owszem, to prawda, że właściciele psów i kotów nie doceniają dziś wagi profilaktyki, a ignorancja w tym zakresie może drogo kosztować, nawet jeśli prawo jest po naszej stronie.

Ja jednak w tym momencie patrzyłem na prokuratora, który wcale nie wydawał się ani zaskoczony, ani oburzony słowami mecenasów. Patrzył na nich spokojnie, lekko mrużąc oczy, jakby mówiąc bezgłośnie „czekajcie, teraz moja kolej”…

Udostępnij